To był jeden z najprzyjemniejszych wyjazdów!
Czułam, że jedziemy gotowi na wszystko. Bartek perfekcyjnie zadbał o stronę logistyczną i dzięki temu mogłam skupić się na priorytetach. Wyjazd na zawody ze wsparciem to zupełnie inny poziom komfortu. Hmmm.... z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że samotne wyjazdy również mają swój urok, ale jednak podczas imprezy wyższej rangi obecność drugiego, życzliwego człowieka jest niezastąpiona.
Trenując przed naszymi pierwszymi zagranicznymi zawodami Obedience rangi CACIOB miałam jasno wyznaczone cele na każdą sesję. Bardzo dużo czasu poświęciłam na budowanie łańcuchów oraz rozumienie przedkomend - chciałam wiedzieć, że Stefan będzie absolutnie pewny, które ćwiczenie będzie wykonywał zanim komisarz rozpocznie schemat. Wprowadzenie tego systemu to było wyzwanie. Systematycznie również ćwiczyliśmy rozróżnianie słów, aby Stef nie wyprzedzał moich komend, szczególnie podczas ćwiczenia chodzenia przy nodze.
Byłam nastawiona na trudniejsze warunki... a tam...
Cisza, spokój, organizacyjny majstersztyk :)
W tych uroczych warunkach, przy pięknej pogodzie i w dobrym humorze chcieliśmy wejść na halę. Jednak żeby wejść, należało przejść przez niepozorne drzwi obrotowe. I właśnie tam, dosłownie na kilka chwil przed ćwiczeniem grupowym... Rozwaliłam mój palec! Do dziś nie wiem JAK to się stało. Rozcięcie było duże i niestety w niefortunnym miejscu. Próbowałam zatamować krwawienie, ale z miernym skutkiem. No cóż... dobrze, że to moja ręka, a Stef ma wszystkie łapy :) Schowałam zakrwawioną chusteczkę do kieszeni i razem weszliśmy na ring.
Ostatecznie zdobyliśmy ocenę doskonałą oraz drugie miejsce.
PS Historia o poszukiwaniu szpitala zasługuje na osobny artykuł! Może kiedyś... :)
Comments